Uśpiliśmy naszego psa. Pożegnanie przyjaciela
Minęło już półtora tygodnia, od kiedy pożegnaliśmy naszego ukochanego psa.
Wacek - bo tak się wabił, był 13-letnim kundelkiem. Był w świetnej kondycji, zawsze wesoły, merdający ogonkiem, uganiający się za innymi psami. Dożyłby spokojnej starości, gdyby nie choroba. Nie był to żaden nowotwór. Jego ciężki stan spowodowany był pogryzieniem przez wolno biegającego wilczura. Rany zewnętrzne wygoiły się szybko, jednak to co działo się w środku jego maleńkiego ciałka ujawniło się dopiero w październiku zeszłego roku. Od tego czasu, dzień w dzień, 24 godziny na dobę opiekowaliśmy się nim całą rodziną pod okiem najlepszych weterynarzy w okolicy. W jego mięśniach, pod skórą rozwinęła się paskudna bakteria, która uodporniła się, na każdy dostępny antybiotyk. Zabiegi, operacje, kombinacje nie tamowały rozwoju bakterii. Zaczęła ona opanowywać całe ciało. Były to jamy i korytarze ropne w mięśniach, które obejmowały połowę jego ciała. Wacuś znosił to wszystko bardzo dzielnie, bez piśnięcia, przy wszystkich zabiegach był spokojny i wiedział, że to dla jego dobra. To był bardzo mądry psiak. Wacek był zawsze pozytywnie nastawiony, lubił ludzi, na podwórku "rządził", zawsze obgryzał swoje kocyki. Dużo by mówić. Każdy, kto ma zwierzątko domowe ma jakieś wspaniałe wspomnienia. Mam i ja.
Kilka miesięcy walki z bakterią-tytanem odbiły się na jego zdrowiu. Osłabł, nie chciał jeść, miał problemy z jelitami, żołądkiem, był smutny i osowiały. To właśnie nasza ogromna miłość do tego psa doprowadziła do decyzji o uśpieniu. Mimo, że było to bardzo trudne, uśpiliśmy go przy czym odjęliśmy mu bólu, z którym zmagał się co dnia. Dla całej rodziny był to dotkliwy moment. To przecież pożegnanie członka rodziny, który wnosił do domu wiele szczęścia. Serce mi pęka, gdy myślę o nim, jednak najważniejsze jest dla mnie to, że już nie czuje bólu i że odszedł również bez niego. Nigdy nie zapomnimy o naszym ukochanym Wacusiu i o jego merdającej "antence" ♥️
"Wszystkie psy idą do nieba" - pamiętacie tą bajkę?
Wzruszyłam się... to z jaką miłością i oddaniem rozpisujesz się o swoim czworonożnym przyjacielu - piękne! <3
OdpowiedzUsuńZwierzęta od zawsze odgrywały i odgrywają wielką rolę w moim życiu, a każde ich odejście jest dla mnie bolesne...
Jejku aż się popłakałam :( 3 lata temu musielismy uspic naszego pieska Roniego. Po pewnym czasie wzięłam ze schroniska kolejnego psiaczka, Kombiego, którego kocham rownie mocno. A Twój Wacuś na pewno lata szczesliwy za teczowym mostem ;)
OdpowiedzUsuńGreat post!
OdpowiedzUsuńmystylishcorner.blogspot.com
Och, okropne. Nawet nie chcę sobie wyobrażać jakie to uczucie. Sama mam kota i wiem, jak można się do takiego słodziaka przywiązać.
OdpowiedzUsuńTo bardzo przykre. Wysyłam tysiące przytulasów <3
OdpowiedzUsuńOjej bardzo przykre, wzruszyłam się..
OdpowiedzUsuńBardzo mi przykro. Sama kiedyś musiałam uśpić królika, który był ze mną przez osiem lat, więc mogę zrozumieć, jakie to uczucie, gdy trzeba pożegnać zwierzaka.
OdpowiedzUsuń