Sylwester w górach
Rok 2020 dał każdemu z nas w kość. Sama jestem bardzo zmęczona tematem pandemii koronawirusa, dlatego w dzisiejszym poście daruję sobie narzekanie i opowiem Wam pokrótce co pozytywnego zadziało się w moim życiu w minionym roku 2020.
W roku 2020:
- zadebiutowałam jako lektor języka norweskiego. Na moim kursie miałam prawie 40 osób. Było to dla mnie bardzo rozwijające i uskrzydlające doświadczenie. Moi kursanci okazali się wspaniali, zaangażowani i głodni wiedzy. Ja mogłam sprawdzić się w roli nauczycielki. Rozwinęło to moje zdolności m.in panowania nad stresem, wypowiadania się przed grupą słuchaczy, zarządzania sobą w czasie.
- cały rok intensywnie trenowałam jazdę konną co zaowocowało zdaniem brązowej odznaki Polskiego Związku Jeździectwa oraz wzięciem udziału w zawodach w skokach przez przeszkody w jednym z najlepszych ośrodków jeździeckich w Małopolsce. Razem z ukochanym przeze mnie koniem Patisonem trzy razy z rzędu zdobyliśmy podium. To wydarzenie niezwykle mnie rozwinęło, wiele nauczyło, a przy okazji byłam wtedy szczęśliwa jak nigdy. Adrenalina, atmosfera zawodów, rywalizacja, praca z żywym stworzeniem, harmonia. To wszystko wymagało ode mnie bardzo dużo pracy nad sobą, ale śmiało mogę rzec, że było warto, ponieważ łzy radości nie raz spłynęły mi po policzkach. Niesamowite uczucie i satysfakcja dobrze zrobionej roboty. To zdecydowanie najlepsze co mnie spotkało w tym roku.
- obroniłam licencjat ze skandynawistyki. Pracę licencjacką pisałam całkowicie w języku norweskim. Dotyczyła ona chorób cywilizacyjnych tj. cukrzyca, nadciśnienie czy depresja. Porównywałam sytuację w Norwegii i w Polsce. Moja obrona miała miejsce wtedy, gdy wybuchła pandemia, dlatego broniłam się online - przez kamerkę. Moi egzaminatorzy byli bardzo przyjaźni, wszystkich z nich bardzo dobrze znałam, dlatego to wydarzenie nie było dla mnie stresujące. Wiedziałam, że znam język, znam swoją pracę. Obronę zdałam na 5! Jestem z siebie dumna, bo włożyłam w napisanie tej pracy mnóstwo energii. Nawet poleciałam do Norwegii po książki :)
- zwiedziłam kawałek Holandii dzięki mojej przyjaciółce Berce, z którą można konie kraść. Spędziłam niesamowity tydzień w super towarzystwie w miejscowości Almelo. Zwiedziłyśmy razem Eindhoven, Amsterdam, Deventer i mnóstwo innych fajnych miejsc. Przekonałam się, że Amsterdam jest dziwny, ale w pozytywnym tego słowa znaczeniu. To totalnie pokręcone miasto.
- spędziłam z chłopakiem wspaniały urlop na północy Polski. Pojechaliśmy nad morze oraz na Mazury. Bardzo dużo zwiedziliśmy, ale jednocześnie odpoczęliśmy. W Muzeum Solidarności w Gdańsku spotkałam w windzie Lecha Wałęsę. Spełniłam swoje marzenie, czyli pojechałam w szalony teren, aby pogalopować wzdłuż plaży przy zachodzie słońca. Na Mazurach wraz z Krzysiem odpoczęliśmy jak nigdzie indziej, przede wszystkim psychicznie.
- kupiłam Malucha. Moje czerwone cacko Fiat 126p Elegant. Po raz pierwszy zarejestrowałam na siebie auto oraz całkowicie sama go ubezpieczam. W planach mam jeszcze odpicowanie go pod kątem blacharskim, tak aby był jeszcze śliczniejszy niż jest. Wujek podarował mi oryginalnego pieska z kiwającą głową (jeszcze chyba z lat '70). Przy lusterku wiszą pluszowe kostki. Żeby nie było zbyt oldschoolowo, zamontowałam głośnik i radio, aby było czego posłuchać podczas przejażdżek. Jeszcze dużo muszę się nauczyć co do specyfiki tego auta, ale pomagają mi w tym mój tata, chłopak oraz dziadkowie.
- moja siostra wyszła za mąż. Odbyło się wspaniałe wesele. Mimo pandemii goście dopisali i bawiliśmy się do samego rana. Wielki wysiłek podczas przygotowań opłacił się, bo wszystko wyszło świetnie. Klaudia miała cudowną suknię, a ja byłam świadkową. Podczas wesela miałam trochę obowiązków (m.in pomaganie pannie młodej, zajmowanie się gośćmi, kontrolowanie czy wszystko jest ok itp). Teraz moja siostra wraz z mężem wykańczają mieszkanie i już niedługo się przeprowadzą.
- przez cały rok dużo pracowałam. Pracuję codziennie, wraz z moją siostrą, która jest właścicielką gabinetu dietetyki klinicznej. W ciągu tego roku nasz zespół powiększył się do sześciu osób. W gabinecie robię wszystko co jest potrzebne. Chcemy, aby pacjent czuł się dopieszczony i zaopiekowany. Bardzo dużo inwestujemy również w rozwój oraz sam wygląd gabinetu. Co rusz poprawiamy standardy i uczymy się na błędach. To jest fajna, ale dość wymagająca i odpowiedzialna praca, ponieważ wszystkie nasze dietetyczki odpowiadają za zdrowie swoich pacjentów. Team jest młody, fajny i co raz bardziej zgrany. Moja siostra otwarła również stronę internetową gabinetu. Nie zwalniamy tempa i w tym nowym roku będziemy rozwijać się jeszcze bardziej.
- po raz drugi w życiu morsowałam. Zachęciła mnie do tego kuzynka, a jako że jestem zimnolubna, nie mam oporów przed takimi atrakcjami. Zimna woda orzeźwia umysł i ciało. Totalnie resetuje i usuwa negatywne myślenie. Pierwszy raz w życiu morsowałam w fińskim jeziorze więc nie był to teraz mój debiut. Na pewno nie poprzestanę i jeszcze podczas tej zimy parę razy wskoczę do lodowatej wody.
- rozpoczęłam studia magisterskie na Uniwersytecie Gdańskim. Nadal studiuję skandynawistykę, język norweski. Są to studia dzienne. Na tą chwilę są całkowicie zdalne. Kilka dni w tygodniu poświęcam na zajęcia. Z jednej strony cieszę się, że nie muszę się przeprowadzać do Gdańska, przez co aktywnie pracuję i oszczędzam pieniądze, ale z drugiej strony omija mnie fajne życie studenckie wśród znajomych. Poza tym, uwielbiam morze i chętnie chciałabym pomieszkać w Gdańsku.
- i wreszcie na koniec opowiem Wam o naszym tegorocznym sylwestrze. Mimo zakazów, straszenia w mediach oraz zamieszania z godziną policyjną, wybraliśmy się wraz z ekipą znajomych w nasze, polskie Tatry. Udało mi się wynająć wspaniały apartament blisko Zakopanego. Z balkonu rozpościerał się widok na góry. Imprezowaliśmy w środku, nie wychodziliśmy wieczorem na miasto, aby nie narażać się kontrolom. Bawiliśmy się wszyscy super, piliśmy, jedliśmy i resetowaliśmy się. Najważniejsze było dla mnie wyrwać się z domu choć na chwilę i poodychać innym powietrzem. Siedzenie w domu podczas pandemii było już dla mnie tak dobijające, że mimo obaw i restrykcji rządowych zdecydowaliśmy się pojechać. W Zakopanym było mniej ludzi niż zazwyczaj podczas sylwestra, i to było świetne, bo było luźno, było gdzie zaparkować. Nowy Rok przywitaliśmy pijąc szampana na balkonie z widokiem na Giewont. Wokół strzelały fajerwerki (nie jestem zwolenniczką). Ten krótki wyjazd był mi bardzo potrzebny. Wraz ze znajomymi bawiliśmy się w najlepsze i zapomnieliśmy na chwilę o problemach dnia codziennego i tej dręczącej pandemii.
Miałaś naprawdę świetny rok! Oby ten również był taki owocny i ciekawy :)
OdpowiedzUsuńSporo się u ciebie działo! :)
OdpowiedzUsuń