Kurs letni w Norwegii - część trzecia
Zapraszam na post! :)
DZIEŃ IX - Wypożyczamy samochód, kąpiel w jeziorze, norweskie pogaduszki
W tym dniu mieliśmy super wykłady z językoznawstwa (m.in odmiany bokmal-u, tworzenie nazw miast oraz imion w języku norweskim). Po zajęciach szybko wybraliśmy się do miasta, aby odebrać samochód. Po co nam był samochód? Cały weekend mieliśmy wolny od zajęć, więc mogliśmy ruszyć gdzieś dalej - i tak zrobiliśmy. Wieczorem przygotowaliśmy prowiant i byliśmy gotowi na nocną wyprawę (na którą poświęcę osobny post). Wieczorem wybrałam się nad jezioro, a że każdy już nabierał sił przed wyprawą, poszłam sama. Popływałam w jeziorze, poleżałam na kocu, posłuchałam muzyki. Kiedy siedziałam na kamieniu, zauważyłam, że idzie w moim kierunku pewien chłopak. Norweg. Zaprosił mnie do ich grupki, na kocyk. Wśród kilku Norwegów i Norweżek poćwiczyłam mój język. Przegadaliśmy ponad godzinę na różne tematy. Zaskoczyła mnie ich inicjatywa, ponieważ większość Norwegów jest zamkniętych na takie przypadkowe znajomości. Wszyscy byli studentami, więc mieliśmy mnóstwo wspólnych tematów. Ta sytuacja nastroiła mnie bardzo pozytywnie.
DZIEŃ X - Wyprawa
Ten dzień zapamiętam do końca życia. Poświęcę na niego osobny post, także czekajcie cierpliwie! :-)
DZIEŃ XI - Miasteczko Lillesand i koncert organowy w kościele
Jeszcze zmęczeni po wyprawie, zebraliśmy się rano i wyruszliśmy do małego miasteczka oddalonego o 30 kilometrów. Chcieliśmy jak najwięcej skorzystać z wypożyczonego auta. Lillesand to mała mieścina, o niezwykłym uroku. Typowe norweskie miasteczko. Natknęliśmy się na pchli targ, posiedzieliśmy na pomoście, gdzie schlapało nas rozjuszone morze, zjedliśmy przepyszne lody i wróciliśmy do Kristiansand. Ania z Mariuszem pojechali oddać auto, a ja zostałam w akademiku, chwilę się przespałam. Wieczorem wybraliśmy się do kościółka Oddernes Kirke (z 11 wieku), gdzie odbył się na żywo koncert na organach. Było niezwykle klimatycznie. Dźwięki organów, a za oknami stary cmentarz i trzaskające pioruny (była burza). Można było pomyśleć i posłuchać pięknej muzyki. Na koniec wszystkich poczęstowano ciastem i kawą.
DZIEŃ XII - Leniuchowanie i mrożona pizza Grandiosa
Dzień rozpoczął się dla mnie migreną. No trudno, tego nie mogę przewidzieć. Opuściłam poranne zajęcia. Pojawiłam się dopiero popołudniu na zajęciach z nowoczesnej poezji norweskiej. Z jednej strony dziwne, a z drugiej logiczne było dla mnie to, że większość ze współczesnych pisarzy norweskich to imigranci - najczęściej z muzułmańskich krajów. Norwegia ma spory problem z imigrantami. Przybywają również z krajów afrykańskich. Miasta i miasteczka zalewają wszystkie nacje. Mimo, że największą grupą imigrantów są nadal Polacy, nie rzucają się oni w oczy tak jak np. czarnoskórzy, którzy narzucają swoją kulturę. Jedną z zasadniczych różnic jest to, że Polacy chcą tu dorobić się pieniędzy i wrócić do kraju, a imigranci z biednych krajów siedzę tu na zasiłkach, które Norwegia ma wysokie. Nie jestem rasistką, ale przeraża mnie Europa, która w zastraszającym tempie robi się czarna, ubrana w burkę, z ograniczoną wolnością słowa - aby ktoś nie posądził Cię od razu o rasizm. Skomplikowane to trochę. Resztę popołudnia spędziłam na nauce, ponieważ we wtorek wystawiamy prezentację i ustne przemówienie. Każdy po 10 minut. Wieczór spędziłyśmy z Anią na wylegiwaniu się na skałach i kąpieli w górskim jeziorze. Wieczorem wszamałyśmy także Grandiosę (mrożoną pizzę, jedno z głównych codziennej kuchni Norwegów - serio!). Pizza... była mocno średnia, ale fajnie spróbować czym zachwyca się jeden z najbogatszych krajów świata. Tak. Mrożoną pizzą, która smakuje jak podeszwa. Chyba jednak nie wiedzą co dobre (PS. Norweski łosoś już dawno odszedł do lamusa. Jest nafaszerowany antybiotykami i rtęcią. Generalnie nic zdrowego).
DZIEŃ XIII - Prezentacja przed grupą
Kurs na uniwersytecie kończył się zaliczeniem: 10 minutową prezentacją na dowolny temat, związany z Norwegią oraz esejem na 2000 słów, na temat poruszany podczas kursu. Na napisanie eseju mamy jeszcze dwa tygodnie. Prezentacje poszły sprawnie i fajnie. Jestem z siebie zadowolona. Skorzystałam z prezentacji, którą wystawiałam wcześniej na zaliczenie u mnie na zajęciach. Moim tematem były "3 tajemnice, o których wiedzą tylko Norwedzy". Po zajęciach zjedliśmy obiad, odpoczęliśmy trochę i ruszyliśmy skorzystać z takiego ostatniego luźnego wieczoru. Wylądowaliśmy ponownie w duńskim barze, gdzie rozkręciła się fajna posiadówka przy Carlsbergu. Do piwa zamówiłam również duńskie danie: szarpaną wołowinę z karmelizowaną cebulką i sałatką ziemniaczaną. Pyszotka. Nie będę opisywać co działo się w barze. Po prostu... działo się :D
DZIEŃ XIV - Kolacja pożegnalna w Ravnedalen
Dzień był wyjątkowo zimny, deszczowy i wietrzny. Z rana odbyliśmy ostatnie konsultacje w sprawie wspomnianych już esejów. Omówiliśmy tematy, rzeczy, na które trzeba zwrócić uwagę, źródła etc. Popołudniu pogoda zmusiła mnie na małą drzemkę. Kiedy już się ogarnęliśmy, wyruszyliśmy w stronę miasta, ponieważ mieliśmy zorganizowany ostatni mini wykład w parku Ravnedalen oraz pożegnalny obiad w restauracji. Park Ravnedalen to wspaniałe miejsce. Niezwykle romantyczne, spokojne i otoczone naturą. Został on założony przez brata Henrika Wergelanda - Oscara. Jest tam tak pięknie, że mogłabym spędzić tam cały dzień. Na kolacji pożegnalnej większość z nas zjadła po smakowitym hamburgerze z frytkami. Rozmawialiśmy i śmialiśmy się ostatni raz wspólnie. Kolega z Niemiec wygłosił nawet krótkie przemówienie. Było bardzo miło i już tęskno.
DZIEŃ XV - Powrót do domu!
Na wymeldowanie z pokoi i oddanie kluczy mieliśmy czas do godziny 12. Po spakowaniu się i posprzątaniu mieszkania wyruszyliśmy więc w podróż powrotną do domu. O godzinie 15 mieliśmy autobus z Kristiansand na lotnisko Oslo Torp (ok. 3,5h drogi). W czasie kiedy czekaliśmy na autobus, wyskoczyłyśmy z dziewczynami na pyszną kawę w centrum miasta i mały shopping - pamiątki itp. Na lotnisku to już standardowa procedura. Bagaże, odprawa, czekanie i lot. Po przyleceniu na lotnisko w Krakowie pożegnałyśmy się z dziewczynami i każda poszła już w swoją stronę :-) Ciężko było się rozstać, ale taka kolej rzeczy. To był świetny wyjazd! Polecam każdemu.
DZIEŃ IX - Wypożyczamy samochód, kąpiel w jeziorze, norweskie pogaduszki
W tym dniu mieliśmy super wykłady z językoznawstwa (m.in odmiany bokmal-u, tworzenie nazw miast oraz imion w języku norweskim). Po zajęciach szybko wybraliśmy się do miasta, aby odebrać samochód. Po co nam był samochód? Cały weekend mieliśmy wolny od zajęć, więc mogliśmy ruszyć gdzieś dalej - i tak zrobiliśmy. Wieczorem przygotowaliśmy prowiant i byliśmy gotowi na nocną wyprawę (na którą poświęcę osobny post). Wieczorem wybrałam się nad jezioro, a że każdy już nabierał sił przed wyprawą, poszłam sama. Popływałam w jeziorze, poleżałam na kocu, posłuchałam muzyki. Kiedy siedziałam na kamieniu, zauważyłam, że idzie w moim kierunku pewien chłopak. Norweg. Zaprosił mnie do ich grupki, na kocyk. Wśród kilku Norwegów i Norweżek poćwiczyłam mój język. Przegadaliśmy ponad godzinę na różne tematy. Zaskoczyła mnie ich inicjatywa, ponieważ większość Norwegów jest zamkniętych na takie przypadkowe znajomości. Wszyscy byli studentami, więc mieliśmy mnóstwo wspólnych tematów. Ta sytuacja nastroiła mnie bardzo pozytywnie.
Nasza wypożyczona furka, którą zrobiliśmy w weekend duuuużo kilometrów
DZIEŃ X - Wyprawa
Ten dzień zapamiętam do końca życia. Poświęcę na niego osobny post, także czekajcie cierpliwie! :-)
DZIEŃ XI - Miasteczko Lillesand i koncert organowy w kościele
Jeszcze zmęczeni po wyprawie, zebraliśmy się rano i wyruszliśmy do małego miasteczka oddalonego o 30 kilometrów. Chcieliśmy jak najwięcej skorzystać z wypożyczonego auta. Lillesand to mała mieścina, o niezwykłym uroku. Typowe norweskie miasteczko. Natknęliśmy się na pchli targ, posiedzieliśmy na pomoście, gdzie schlapało nas rozjuszone morze, zjedliśmy przepyszne lody i wróciliśmy do Kristiansand. Ania z Mariuszem pojechali oddać auto, a ja zostałam w akademiku, chwilę się przespałam. Wieczorem wybraliśmy się do kościółka Oddernes Kirke (z 11 wieku), gdzie odbył się na żywo koncert na organach. Było niezwykle klimatycznie. Dźwięki organów, a za oknami stary cmentarz i trzaskające pioruny (była burza). Można było pomyśleć i posłuchać pięknej muzyki. Na koniec wszystkich poczęstowano ciastem i kawą.
Kamień runiczny, mierzy ponad 3,5 metra wysokości.
DZIEŃ XII - Leniuchowanie i mrożona pizza Grandiosa
Dzień rozpoczął się dla mnie migreną. No trudno, tego nie mogę przewidzieć. Opuściłam poranne zajęcia. Pojawiłam się dopiero popołudniu na zajęciach z nowoczesnej poezji norweskiej. Z jednej strony dziwne, a z drugiej logiczne było dla mnie to, że większość ze współczesnych pisarzy norweskich to imigranci - najczęściej z muzułmańskich krajów. Norwegia ma spory problem z imigrantami. Przybywają również z krajów afrykańskich. Miasta i miasteczka zalewają wszystkie nacje. Mimo, że największą grupą imigrantów są nadal Polacy, nie rzucają się oni w oczy tak jak np. czarnoskórzy, którzy narzucają swoją kulturę. Jedną z zasadniczych różnic jest to, że Polacy chcą tu dorobić się pieniędzy i wrócić do kraju, a imigranci z biednych krajów siedzę tu na zasiłkach, które Norwegia ma wysokie. Nie jestem rasistką, ale przeraża mnie Europa, która w zastraszającym tempie robi się czarna, ubrana w burkę, z ograniczoną wolnością słowa - aby ktoś nie posądził Cię od razu o rasizm. Skomplikowane to trochę. Resztę popołudnia spędziłam na nauce, ponieważ we wtorek wystawiamy prezentację i ustne przemówienie. Każdy po 10 minut. Wieczór spędziłyśmy z Anią na wylegiwaniu się na skałach i kąpieli w górskim jeziorze. Wieczorem wszamałyśmy także Grandiosę (mrożoną pizzę, jedno z głównych codziennej kuchni Norwegów - serio!). Pizza... była mocno średnia, ale fajnie spróbować czym zachwyca się jeden z najbogatszych krajów świata. Tak. Mrożoną pizzą, która smakuje jak podeszwa. Chyba jednak nie wiedzą co dobre (PS. Norweski łosoś już dawno odszedł do lamusa. Jest nafaszerowany antybiotykami i rtęcią. Generalnie nic zdrowego).
Było jedzone
DZIEŃ XIII - Prezentacja przed grupą
Kurs na uniwersytecie kończył się zaliczeniem: 10 minutową prezentacją na dowolny temat, związany z Norwegią oraz esejem na 2000 słów, na temat poruszany podczas kursu. Na napisanie eseju mamy jeszcze dwa tygodnie. Prezentacje poszły sprawnie i fajnie. Jestem z siebie zadowolona. Skorzystałam z prezentacji, którą wystawiałam wcześniej na zaliczenie u mnie na zajęciach. Moim tematem były "3 tajemnice, o których wiedzą tylko Norwedzy". Po zajęciach zjedliśmy obiad, odpoczęliśmy trochę i ruszyliśmy skorzystać z takiego ostatniego luźnego wieczoru. Wylądowaliśmy ponownie w duńskim barze, gdzie rozkręciła się fajna posiadówka przy Carlsbergu. Do piwa zamówiłam również duńskie danie: szarpaną wołowinę z karmelizowaną cebulką i sałatką ziemniaczaną. Pyszotka. Nie będę opisywać co działo się w barze. Po prostu... działo się :D
DZIEŃ XIV - Kolacja pożegnalna w Ravnedalen
Dzień był wyjątkowo zimny, deszczowy i wietrzny. Z rana odbyliśmy ostatnie konsultacje w sprawie wspomnianych już esejów. Omówiliśmy tematy, rzeczy, na które trzeba zwrócić uwagę, źródła etc. Popołudniu pogoda zmusiła mnie na małą drzemkę. Kiedy już się ogarnęliśmy, wyruszyliśmy w stronę miasta, ponieważ mieliśmy zorganizowany ostatni mini wykład w parku Ravnedalen oraz pożegnalny obiad w restauracji. Park Ravnedalen to wspaniałe miejsce. Niezwykle romantyczne, spokojne i otoczone naturą. Został on założony przez brata Henrika Wergelanda - Oscara. Jest tam tak pięknie, że mogłabym spędzić tam cały dzień. Na kolacji pożegnalnej większość z nas zjadła po smakowitym hamburgerze z frytkami. Rozmawialiśmy i śmialiśmy się ostatni raz wspólnie. Kolega z Niemiec wygłosił nawet krótkie przemówienie. Było bardzo miło i już tęskno.
Cała nasza grupa
DZIEŃ XV - Powrót do domu!
Na wymeldowanie z pokoi i oddanie kluczy mieliśmy czas do godziny 12. Po spakowaniu się i posprzątaniu mieszkania wyruszyliśmy więc w podróż powrotną do domu. O godzinie 15 mieliśmy autobus z Kristiansand na lotnisko Oslo Torp (ok. 3,5h drogi). W czasie kiedy czekaliśmy na autobus, wyskoczyłyśmy z dziewczynami na pyszną kawę w centrum miasta i mały shopping - pamiątki itp. Na lotnisku to już standardowa procedura. Bagaże, odprawa, czekanie i lot. Po przyleceniu na lotnisko w Krakowie pożegnałyśmy się z dziewczynami i każda poszła już w swoją stronę :-) Ciężko było się rozstać, ale taka kolej rzeczy. To był świetny wyjazd! Polecam każdemu.
Z Anią, pod salą Henrika Ibsena w bluzach kampusowych
Ostatnie chwile w tym cudownym mieście, więc miny smutne
Do domu! Ostatni rzut oka na norweskie fiordy
To musiał być świetny wyjazd! Ja sama też kiedyś bym chciała wybrać w odwiedziny do krajów skandynawskich.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;)
Wyjazd musiał być udany :D
OdpowiedzUsuńSuper zdjęcia! Pozdrawiam!
wy-stardoll.blogspot.com
Tylko pozazdrościć! :)
OdpowiedzUsuńCiekawy wyjazd i bardzo liczna grupa :)
OdpowiedzUsuńAle brakuje mi wyjazdów za granicę!
OdpowiedzUsuńZapraszam :)
ania-el.blogspot.com
Marzę o takim wyjeździe! Norwegia jest przepiękna!
OdpowiedzUsuńhttps://redamancyy.blogspot.com/
Jakie śliczne widoki !
OdpowiedzUsuńhttps://daruciaa.blogspot.com/
Norwegia mój plan na najbliższe 3 lata heh <3
OdpowiedzUsuńzapraszam
mój blog |KLIK|
Widać że jesteś zadowolona z decyzji wyjazdu do Norwegii :) Tak trzymaj :)
OdpowiedzUsuńLeyraa Blog | Shop
Ale super wyjazd! Wygląda na to, że nie miałaś czasu na nudę! :)
OdpowiedzUsuńssaysomething.blogspot.com
Super się czyta o Twoich przygodach, Norwegia na Twoich zdjęciach wygląda pięknie ! Pewnie w rzeczywistości jest jeszcze piękniejsza :)
OdpowiedzUsuńAhhh, w przyszłości chciałabym pojechać do Norwegii! <3 Od lat ten kraj mnie bardzo intryguje.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Ale pięknie!! Zazdroszczę :)
OdpowiedzUsuńz każdym tekstem bardziej ci zazdroszczę ;D
OdpowiedzUsuńTo były wspaniałe 2 tygodnie :) Mam nadzieję że wspólnych wypadów będzie więcej :)
OdpowiedzUsuńUt på tur aldri sur ��