Przygody mojego życia część druga! Kurs letni w Norwegii

Cieszę się, że poprzedni post spotkał się z Waszym pozytywnym odbiorem. W dzisiejszym - relacja z kolejnych dni mojego pobytu w Norwegii i udziału w kursie letnim na Uniwersytecie w Kristiansand. 

Zapraszam do przeczytania, a tych mniej cierpliwych do chociażby obejrzenia zdjęć :-) 

DZIEŃ VII - Zakupy w charity shop i lody w centrum miasta
Słońce przypierało cały dzień. Idealna pogoda na wypad do miasta i plażowanie. Po zajęciach na uczelni (językoznawstwo i historia epidemii dżumy w Norwegii), zjedliśmy obiad i wyruszyliśmy w miasto z zamiarem kąpieli w morzu. Po drodze ściągnął nas jednak charity shop, gdzie znajomi pokupowali m.in książki i gry planszowe w okazyjnych cenach. Na plażę nie dotarliśmy, jednak poszwędaliśmy się między uliczkami, zrobiliśmy mały piknik na trawie, zjedliśmy lody i pośmialiśmy się. Wracając, zaglądnęliśmy do lokalnego ogrodu botanicznego. Ten ciepły wieczór spędziliśmy na balkonie, pijąc herbatę i rozmawiając.

Nie wiem dokładnie co to był za budynek, szkoła, teatr? Na pierwszy rzut oka skojarzył mi się z domkiem Muminków.

 

 Mariusz użyczył mi swojej puffki do leżenia. Chillout na trawce nad portem.
 
Śmialiśmy się, że ta duża roślina to norweski rabarbar. Nie wiem dokładnie co to za gatunek, ale był wielki. Na liściu mogłyby usiąść nawet 3 osoby!

DZIEŃ VIII - Wycieczka na wyspę Bragdøya
Wstaliśmy wcześnie rano i wybraliśmy się w umówione miejsce do portu. Opiekunowie zorganizowali nam rejs na wyspę, na której mieliśmy zajęcia o norweskim poecie - Henriku Wergelandzie, w domu jego dziadków - miejscu, gdzie spędzał całe dzieciństwo. Widoki - nieziemskie! Wyspa Bragdøya jest nie wielka, ale za to urocza, klimatyczna, z dziką naturą, miejscem na kąpiele, wypoczynek. Można leżeć na trawie i słuchać pasących się owiec, które co jakiś czas beczą lub hałasują dzwonkami przypiętymi do szyi. Pankalia. Spokój. Natura. Po zajęciach z ciekawym wykładowcą (który swoją drogą wyglądał jak członek zespołu rockowego), zorganizowaliśmy grilla z kiełbaskami i hamburgerami. Posileni, wskoczyliśmy do ciepłej laguny i popływaliśmy trochę wśród ryb i raków. Droga na wyspę zajęła nam 10 minut, a droga z wyspy na ląd już ponad godzinę. A to dlatego, że zabrali nas na trasę widokową. Podziwialiśmy fiordy i małe czerwone domki nad ich brzegiem. Coś niesamowitego. Widok niczym z pocztówki. Zacumowaliśmy również nad małą wysepką, gdzie można było skosztować vaffli (norweskie gofry w kształcie serduszek). Po tym słodkim deserze znów wsiedliśmy na jacht i wróciliśmy już na ląd. W drodze powrotnej zahaczyłyśmy z dziewczynami o galerię handlową, a tam... już tylko szał wyprzedaży. To był wspaniały dzień, pełen emocji i przecudownych widoków. Tak szybko go nie zapomnę.

 Czy to nie jest widok jak z pocztówki? Z czym kojarzy Wam się Norwegia? Mi właśnie z takim obrazkiem; czerwonych domków, skał i wody.




Ciężko jest mi powiedzieć czy Norwedzy odżywiają się zdrowo. Zajadają się mrożonym i przetworzonym jedzeniem. Na grillu jedliśmy parówki w lefse (placku z ziemniaków) oraz w bułkach do hot-dogów. Prócz tego króluje mrożona pizza Grandiosa (która smakuje jak podeszwa). Norweski łosoś dawno już przestał wieść prym.
Mała laguna, przyłączona do morza, w której kąpaliśmy się po zajęciach i zjedzeniu grilla.








 Kolega Mariusz w charity shopie wyhaczył fajne planszówki. Po długim dniu na wyspie, relaksowaliśmy się przy piwie i ciastkach, grając w norweską wersję "pytań i odpowiedzi". Było zabawnie, a gra wcale nie była łatwa.

DZIEŃ VIII - Odderøya i jej wojenna historia
Dzień rozpoczęliśmy zajęciami z literatury, a następnie z historii rybołówstwa i podróży morskich Norwegii. Ten drugi wykład był niezwykle ciekawy. Po obiedzie i lekkim "slappe av" (odpoczynku), wybraliśmy się z Anią i Mariuszem na zwiedzanie półwyspu przyłączonego do Kristiansand. Odderøya. To właśnie ten półwysep jako pierwszy w 1940 roku została zaatakowany przez Niemców. Po całym obszarze porozmieszczane są schrony, armaty i baterie. To miejsce ma niezwykłą historię. Znajduje się na nim również budynek z 18 wieku, który spełniał rolę izolatki, kwarantanny dla ludzi przybywających do Norwegii drogą morską (w celu zapobiegania zarazom). Widoki z półwyspu są przepiękne, a jej obejście zajmuje około godziny. W tym dniu zrobiliśmy pieszo ponad 16 kilometrów, ale nie bolały nas nogi. Tak dobre towarzystwo niweluje każdy ból. Pod katedrą, na rynku, zjedliśmy jeszcze pyszne sushi, a następnie, roześmiani wróciliśmy do akademika.


Co ja tam widzę?


  

Najlepsze trio <3 Gdyby nie Anka i Mariusz ten wyjazd nie byłby taki fajny!


Stare domki norweskie są bardzo niskie. Niemal miniaturowe. Ja mam 170cm wzrostu, a głowa sięga mi niemal do futryny. Przechadzając się wśród tych domków czułam się jak w domku dla lalek.

 Na środku wyspy znaleźliśmy wielki indiański namiot, do którego każdy ma wstęp, może posiedzieć, rozpalić ognisko. My zapaliliśmy lampki i chwilę pobzikowaliśmy w środku. Fajne jest to zaufanie wśród Norwegów. Nie wiem ile taki wolnostojący namiot przetrwał w Polsce w całości. Pewnie szybko zostałby zdewastowany lub zaśmiecony.
Zachód Słońca nad Otrą.

Pozdrawiam i zapraszam na kolejne posty! ♥️

Komentarze

  1. Super fotki. Jeszcze nie miałam okazji być w Norwegii.

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudowne miejsce <3 Żałuję, że nigdy tam nie byłam :(

    OdpowiedzUsuń
  3. jak ja ci zazdroszczę. Norwegia ląduje na mojej liście miejsc do odwiedzenia ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Nieziemskie widoki!
    Pierwsze zdjęcie świetnie wyszło w ruchu :)
    Od dziś daję na swoją listę must see jedno z miast skandynawskich :)

    http://live-telepathically.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Ładnie tam, tak jakoś schludnie. Mnie też ten kolorowy domek skojarzył się z Muminkami :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ile klimatu te zdjęcia oddają! :)
    Zapraszam :)
    ania-el.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Galeria figur stalowych w Krakowie

Moje zamiłowanie do Muminków

🚗 Mój pierwszy samochód - Fiat 126p 🚗